Nadszedł czas na kolejny epizod Impact Wrestling, tym razem
zatytułowany jako „Hardy’s Revenge”. Jak widać na załączonym obrazku do akcji
powraca Jeff Hardy by zemścić się na Stormie za kilka wykluczonych z akcji
tygodni w Six Sides of Steel! Brzmi dobrze. Problemem jest jednak, że nie jest
to już ani Nowy York ani Anglia. Jest to niestety Orlando na Florydzie, gdzie
poziom gal z reguły niestety spada ze względu na słabych fanów co oczywiście
odbija się na zawodnikach. To dosyć poważne i po kilku tygodniach możemy
zaliczyć spadek jakości. Czy jednak? Przekonaj się czytając całą recenzje.
Segment otwierający gale
Tym razem gale otwieramy segmentem. W ringu pojawia się Storm
w towarzystwie Khoy po to by wygłosić promo w stronę Jeff’a Hardy’ego oraz
fanów chętnie chantujących jego imię. Storma przemowa była typowa. Przypomniał
okoliczności tego jak posłał do szpitala Jeff’a na przykładzie.. rzucenia arbuza przez klatkę
na podłogę.. troche marne? No w sumie tak. Oczywiście James starał ostudzić
zapał fanów dookoła mówiąc, że Hardy’ego tu nie ma, lecz jest w szpitalu..
geniuszem być nie trzeba by domyślić się, że theme Jeff’a jest kwestią kilku
chwil i tak właśnie się stało. Hardy uraczył nas promo odpowiedzią, która
osobiście mi się bardziej spodobała niż ta Storma. Promo James’a było mocno
standardowe i bądź co bądź Jeff też ruszył typowymi schematami na podgrzanie
widowni jednak wyszło mu to jak najbardziej dobrze. W momencie gdy Jeff
oświadczył, że czas skończyć Revoltion zaatakował go zza pleców Manik, ale
uporał się z nim bez problemu tak samo jak z później również wbiegającym
Ayssem. Podbudowa Main Eventu nie wprowadziła nic nowego, konkretnego, ale jak
najbardziej na plus, że feud jest dosyć solidnie budowany. "It's all about Hardy's Revenge".
Zaplecze
Na zapleczu mamy dwa krótkie segmenciki. BDC mówiące między sobą o swoich ostatnich problemach jak utrata tytułu X-Divison przez Low Ki. Następnie ponownie uraczył nas widok James'a Storm'a, który mówiąc, że zawiódł się na Abyssie i Maniku wysłał Khoye na poszukiwania Jeff'a.
X Division Championship
Rockstar Spud (c.) vs. Low Ki
Rockstar Spud staje przed pierwszą obroną swojego świeżo
zdobytego tytułu. Zestawienie tych dwóch reprezentantów X-DIvision jest jak
najbardziej solidne chociaż oczekiwałem od tej walki szczerze pisząc czegoś
więcej. Więcej techniki i szybszej akcji. Tym czasem jak na Spuda przystało,
który jest kreowany na Underdoga przez jakąś część walki musiał okładać by potem
zaliczyć bohaterski powrót. Tak też rzeczywiście było gdyż Low Ki przez
pierwszą część walki szybko zdominował rywala i robił z nim co chciał. W
momencie gdy Spud przejął inicjatywę walka przyspieszyła, pokazała kilka akcji,
ale jego passa nie trwała długo gdyż jak zwykle bez BDC się nie obeszło. MVP i
Kenny próbowali zdezorientować uwagę Spuda i rzeczywiście udało im się to
trochę bo po przez ich pojawienie się Rockstarowi nie udało się wykonać jego
finiszera „Underdog” i Low Ki bez problemu mu się wyswobodził. W tym momencie
jednak pojawił się Drew Galloway na widowni i to na nim skupiło się BDC łącznie
z Low Ki, który dał czas rywalowi na odpoczynek i w ostatniej chwili został
zaskoczony Roll Upem. Mistrz nam się nie zmienia. Walka? Nic szczególnego. Bądź
co bądź po takiej marce jak X-Divison oczekuje więcej tym bardziej, że Low Ki
to naprawdę świetny zawodnik, a wydaje mi się, że i Spuda dałoby się więcej
wyciągnąć. Rozumiem ,że to Underdog, ale w tej roli widziałbym go raczej w
walkach z większymi rywalami takimi jak właśnie ostatnio EC III.
Segment w ringu
Po reklamach dalej w ringu widzimy BDC. MVP jak zwykle dał
kawał solidnego heelowego proma za mikrofonem. Strasznie dobrze w mojej opinii
sprawdza się w tej roli i argument jaki dobrał do proma w stronę Drew całkiem
interesujący gdyż wypomniał mu walczenie o uczciwość w wrestlingu i zarzucił
przy tym nie trzymanie się tego po przez interweniowanie w walkach BDC oraz
atakowanie ich członków. Pojawia się Galloway i daje swoją odpowiedź jak zwykle
niesioną swoją świetną charyzmą! Świetnie się gościa słucha i to są przykłady
prawdziwego marnowania talentu jakie robi WWE (oczywiście nie ujmując 3MB
<3). Było to już typowe dla Drew jeśli chodzi o ten gimmick. Typowe
podgrzewanie widowni wtrącając ich do swoich przemów i stawianie na pierwszym
miejscu jeśli chodzi o wrestling. Na szczęście w żaden sposób nie jest to
jakieś cukierkowe, a brzmi naprawdę solidnie. Low Ki zaprasza do ringu Drew do
walki i tak się dzieje. Galloway wślizguje się do ringu.. a wraz z nim dwóch
gości w takich samych koszulkach jak on „Rising” i na plecach „#StandUp”.
Rozpoczyna się brawl, który przegrywa BDC z.. The Rising. Nie zostało to
powiedziane, ale wygląda na to, że pomocnicy Drew to znany nam z WWE Camacho
oraz Shaun Ricker znany z pracy na scenie niezależnej i krótkich przygód w WWE.
Ogólnie wszystko wskazuje na to, że niestety jest to kolejna frakcja w TNA i to
mnie denerwuje gdyż od roku jak nie więcej TNA jest zależne ciągle od tego by
tworzyć frakcje i feudy między nimi. Aktualnie mamy ich aż trzy i po co? Tym
bardziej, że wspominałem o tym w recenzji sprzed dwóch tygodni, że Drew pewnie
nie będzie sam i zakończy się walką drużynową. To było niestety mega do
przewidzenia i to jest spory problem w tym wszystkim mimo dobrej wymiany prom.
Są rzeczy, których nie można nadużywać. Jakie jest Wasze zdanie?
Zaplecze
Po walce dostajemy video, w którym Awesome Kong deklaruje, że nikt jej nie zatrzyma na drodze do tego co należy do niej. Łatwo domyślić się, że chodzi o tytuł KO. Następnie mamy BDC ponownie co już jest bardziej ciekawsze. Low Ki i Kenny są zdenerowani atakiem watachy Drew, ale MVP ich uspokoił mówiąc, że to "on już jest gotów" oraz "czas wykonać ten telefon". Kolejny członek BDC?
Singles Match
Awesome Kong vs. Brooke
Jestem skłonny tę walkę nazwać squasem i jeśli nie
interesują Cie ujęcia kamery Brooke, które jedyne są tu warte uwagi to śmiało
przewiń. Brooke cały czas próbowała coś zdziałać ruszając z ofensywą to jednak
nie robiło żadnego wrażenia na Kong. Jedyne co wyszło Brooke to kontra
Powerbombu na Sit Out Facebuster oraz Diving Elbow Drop. Trwało to jednak
chwilę i walka zakończyła się po finiszerze Kong. Znęcanie się nad Brooke trwało jeszcze po
walce. Awesome rozłożyła stół poza ringiem i w momencie gdy chciała go
roztrzaskać za pomocą Brooke pojawiła się Taryn, która rozpoczęła brawl z Kong.
I ta była bezsilna mimo kilku lepszych akcji gdyż Kong za każdym razem wracała
na nogi by w końcu wykonać Taryn Powerbomb na rozłożony stół. Niby dobrze było zobaczyć kilka mocniejszych akcji w wykonaniu Div jak ten Powerbomb na stół, ale ogólnie bez żadnych większych emocji.
Zaplecze
Widzimy na zaplecze Austina Ariesa, który mówi, że walka
Lashleya i Kurta była świetna i jeśli rzeczywiście komuś należy się celebracja dzisiejszego
wieczoru to właśnie złotemu medaliście. Co jednak gdy będziemy mogli ujrzeć
dziś dwie celebracje? Pamiętajmy o kontrakcie Ariesa na tytuł Wagi Ciężkiej.
Następnie krótkie promo dawał Jeff mówiąc, że nic nie będzie już takie same po
jego walce z Stormem.. wtedy został zaatakowany przez Khoye. Kolejny brawl
wygrany tego wieczoru przez Jeff’a i ten już zdołał uporać się z całym
Revoltuon poza James’em. Czy to oznacza brak interwencji tego wieczoru? Jeff
wyrwał się z ataków oponenta i powalił go drabiną, kilka razy nią przytrzasnął,
a na koniec rozwalił butelke szklaną na jego głowie następnie jeszcze dwie gdy
Khoya podnosił się z ziemi za każdym razem. Starano się jak najmocniej pokazać
Khoye w tym segmencie, ale on dalej mnie w ogóle nie przekonuje i dla mnie jest
po prostu słaby.
Segment w ringu
No i nadszedł czas na celebracje czternastego już zdobycia
tytułu Wagi Ciężkiej i po raz pierwszy od trzech i pół roku. Speech był
standardowy i krótki. Podziękowania oraz obietnice. Przerywa mu Ethan Carter
III mówiąc, że jest inspirujące dla całej szatni kolejne zdobycie mistrzostwa
przez Kurta oraz pokonanie przez niego Lashley’a co wydawało się niemożliwe, a
jednak. Tak samo jak niemożliwe wydaje się osiemnaście miesięcy bez przypięcia,
poddania i pokonanie każdego TNA HoF jak Sting, Bully i oczywiście Kurt co jest
osiągnięciem Ethana. Carter swoim dobrym promo doszedł do ogłoszenia, że będzie
tym co pokona Kurta i odbierze mu złoto. Co ciekawsze Carter w końcu dostał
ciekawą reakcję. Fani przekrzykiwali się – „You can’t wrestler” oraz „Yes you can”.
Nim Kurt zdążył coś powiedzieć rozbrzmiał theme song It Factora. Bobby Roode
powiedział, że do tej dyskusji powinien dołączyć człowiek, któremu ten tytuł
został skradziony i koleś, który nigdy nie miał uczciwego rewanżu o ten tytuł.
Roode oddał w swoim speechu szacunek Kurtowi i powiedział, że jest to jego
moment jednak tylko moment gdyż nie ma osoby, której tak bardzo należy się ten
pas jak jemu. EY, który pojawił się kolejny jednak odciągnął uwagę Bobby’ego od
tytułu Wagi Ciężkiej wspominając, że to on jest powodem utraty tytułu Wagi
Ciężkiej i że ten mimo przegranych walk z nimi nie podda się i dalej będzie mu
przeszkadzał w zdobyciu tytułu. Następny okazał się Austin Aries, którego
speech dla mnie był jak najbardziej solidny w tym segmencie dobrze punktując
głównie Ethana Cartera mówiąc, że każdy w tym ringu zdążył zdobyć tytuł Wagi
Ciężkiej. Może poza Ethanem, który nie da rady kupić tytułu za pieniądze. I to
powinna być celebracja mistrza świata wagi ciężkiej dlatego on wziął ze sobą
szampana.. pytanie jednak skierował do Kurta. To będzie Kurta celebracja
zdobycia mistrzostwa.. czy jego? Angle w końcu w swojej celebracji za dużo się
nie nagadał. Na sam koniec skwitował każdego z panów żeby podali czas i miejsce
bo on będzie walczył z każdym. W momencie gdy już kierował się na zaplecze wyszedł mu na przeciw Lashley mówiąc, że oni nie zasługują na walkę o pas, lecz to on na nią zasługuje. Kurt od razu chciał przejść do rewanżu jednak zostali rozdzieleni przez ochrone. W ringu za to rozpoczął się brawl między potencjalnymi pretendentami do tytułu. Na pomoc okladanemu AA i Bobby'emu wybiegł.. Mr. Anderson, którego mi szkoda, że jest wszędzie w TNA ostatnio tylko i wyłącznie na doczepkę. Obraz zgasł w trakcie brawlu. Schemat segmentu doskonale nam znany. Mamy przedstawienie
racji każdego dlaczego to on powinien dostać szanse na tytuł wagi ciężkiej.
Przyznam, że poziom wypowiedzi był naprawdę solidny. Nawet EC III w końcu dał
ciut ciekawszy speech niż z reguły gdyż uderzył z fajnym argumentem oraz nie
mówił jego tak sztucznie jak to czasem mu się zdarza. Nie lubię jak robi
sztuczny entuzjazm czy jak to inaczej nazwać. Nie wiem czy zrozumiecie o co mi
chodzi. Segment jak najbardziej dla mnie pozytyw chociaż szkoda, że Kurt nie
dostał szansy na powiedzenie czegoś bardziej konkretnego. Podczas swojej
celebracji mistrz lśnił najmniej no, ale jak widać nie o to tu chodziło. Jedyne czego mi tu brakowało to Teddy'ego Long'a ogłaszającego 6 Man Tag Team Match, w który zamienił się ten brawl po przerwie..
6-Man Tag Team
Ethan Carter III, Tyrus & Eric Young vs. Austin Aries & Bobby Roode & Mr. Anderson
Dostaliśmy 6-Man Tag Team w okolicznościach niczym z WWE.
Chyba każdy dobrze zrozumie kontekst tego zdania. Nie jestem jakimś ogromnym
fanem tej stypulacji mimo, że zawsze byłem fanem drużynowego wrestlingu. Jest
to motyw już dla mnie po prostu za bardzo wymęczony głównie przez WWE, które
zawsze to stosuje kiedy nie wiem gdzie upchać zawodników na tygodniówce. Tego
jednak nie ma co porównywać do tego co dostajemy u Vince’a gdyż jak najbardziej
był to solidny Tag Team Match. Ciesze się, że w drużynach nie było
niepotrzebnych schematycznych spięć, lecz po prostu obie drużyny między sobą
bardzo dobrze współpracowały. W końcówce ujrzeliśmy mały return Dirty Heels,
które swoją standardową kombinacją Corner Dropkick oraz Spinebuster szykowali
się do wykończenia Erica Young’a i rzeczywiście byli blisko gdyż AA już
szykował się do 450 Splash. EY miał jednak dużo czasu na odpoczynek gdyż
zamieszanie się zrobiło jak EC III zaczął przeszkadzać Ariesowi. Gdy już Bobby
go wyeliminował z okolic, Young był na tyle wypoczęty by uniknąć lotu oponenta.
Austin boleśnie zderzył się nogami z matą i w ten sposób Figure 4 Leglock
pozbawił jego drużynę zwycięstwa.
Segment w ringu
W ringu pojawił się Bram zarzucając Magnusowi tchórzostwo,
przez jego ukrywanie się za rodziną i wykorzystywanie żony do brudnej roboty.
Długo nie musieliśmy czekać na odpowiedź małżeństwa. Wystarczyło, że Bram już
chciał wchodzić na temat dziecka Magnusa i Micky co mocno zdenerwowało Anglika
i oznajmił, że jeszcze jedno słowo o dziecku i to nie będzie sprawa dla sędziów,
ochrony, lecz policji. Bram coraz bardziej podoba mi się w tym segmencie jako
psychopata, który bawi się w gierki psychologiczne z Magnusem cały czas
ruszając temat jego rodziny. Stwierdził, że Micky będzie sama w pustym domu w
momencie gdy on skopie dupsko Magnusa, lecz nie musi się martwić gdyż jego
drzwi są zawsze otwarte. To sprowokowało Magnusa do brawlu, który przegrał po
Low Blowie. Bram prezentując się coraz lepiej jako psychopata wciągnął za włosy
Micky do ringu i chciał ją pocałować w momencie jednak powstrzymał go Magnus za
pomocą German Suplexu! Magnus już po wygraniu brawlu metalową rurką chciał
opuścić ring jednak James jeszcze wróciła do ringu rzucając się na Brama co
temu dało satysfakcja gdyż widać, że jego działania zaczynają działać. To
zdecydowanie najlepszy feud aktualnie jeśli chodzi o TNA, a postać Brama podoba
mi się coraz bardziej w swoich działaniach. Duży plus za segment.
6-Sides of Steel
Jeff Hardy vs. James Storm
Nadszedł czas na tytułową zemste Hardyego i Main Event, na którym postanowiono oprzeć galę. I w pewnym stopniu słusznie gdy i wielkie nazwiska dla TNA,
a i dosyć dobrze przygotowana otoczka. W końcu gdy Revolution zostało
ograniczone przez Jeff’a na tej gali możemy spodziewać się czystej walki i tak
też się stało. Walka zdecydowanie moim zdaniem była warta swojej pozycji. Lubie
koncepcje 6-Sides of Steel z ścianą górną, na której zawieszone są przedmioty.
To zdecydowanie ubarwia motyw walki w klatce. I oczywiście ani dobrego
wykorzystania ich ani dobrego wykorzystania klatki nie zabrakło co oczywiście
cieszy. Końcówka walki okazała się interesująca i dosyć innowacyjna. Po
uderzeniu krowim dzwonkiem oraz Twist of Fate Storm już był wykluczony z walki
to jednak nie było wystarczające dla Jeff’a, który wydaje mi się, że kiedyś
zabije się jeszcze dla tej federacji. Chodzi mi o to głównie, że lada chwila
pewnie skończy jak Edge, któremu jak wiemy grozi wózek inwalidzki. Wystarczy
spojrzeć na te wszystkie ryzykowne akcje Jeff’a. Ta, do której posunął się
podczas tej gali nie była tak brutalna i ryzykowna jak ten upadek z klatki na
schody, ale była dobra i innowacyjna. Hardy wspiął się na sufit klatki i
zwisając z niego zaczął się na nim bujać nad James’em by w końcu spaść na niego
z Splash’em, który doprowadził go do zwycięstwa. Naprawdę dobrze mi się to
oglądało.
Podsumowując gala rzeczywiście okazała się gorsza od tej zeszłotygodniowej tak jak to wiele osób przewidywało. Nie jestem w stanie określić czy to wina Orlando czy nie ten temat jednak odpuszcze. Widać jednak pozytwy w dzisiejszej gali. Ringowo poza Main Eventem stała ona na gorszym poziomie. To co jednak mi sie podoba w tym, że ograniczono gale ringowo to, że dużo czasu dano na segmenty i na solidne podbudowy feudów co również mocno jest potrzebne. Tak jak tydzień temu dostaliśmy same mocne walki to w tym oparto gale tylko na Main Evencie dlatego postarano się by wyglądał on jak najlepiej na tle gali i tak też się stało. Za tydzień mamy zamiane ról gdyż kartą dostaniemy gale podobną do tej sprzed tygodnia. Zobaczymy co z tego wyjdzie. W tym tygodniu gorzej ringowo, ale storylinowo jak najbardziej dobrze i Main Event godny uwagi. Z kolejną recenzją widzimy się za tydzień.
Bram krul hardcoru.
OdpowiedzUsuń