Na samym wstępie, zanim jeszcze w ogóle przejdę do właściwej części tego artykułu, chciałbym wam gorąco podziękować za odbiór relacji na żywo z WWE Summerslam. Był to pierwszy wpis na blogu, który przekroczył barierę 1000 odsłon! Zdaję sobie sprawę z tego, że rzeczywiście spora część z tego to odświeżanie strony przez czytelników, ale i tak jest to dla mnie sukces ( i dla całej ekipy ), ponieważ wcześniejsze relacje oparte na podobnej zasadzie nie zgromadziły aż takiej rzeszy odbiorców. Także cóż... gratuluję całej ekipie, że udało się to zrobić, nieskromnie pogratuluję też sobie, a my przechodzimy już do właściwej części szóstego odcinka "Czuć Luz". Wrestling obecnie bez internetu straciłby bardzo dużo, to nie ulega wątpliwości. Jest też jednak druga strona medalu... bez internetu łatwiej byłoby zaskoczyć i podporządkować sobie fana co z pewnością byłoby na rękę takiemu WWE. To zaledwie dwa zdania wstępu na temat poniższego artykułu, ale nie ma potrzeby żeby rozwodzić się bardziej, zapraszam!
Internet zepsuł wrestling czy go ulepszył?
Po pierwsze warto odnotować, jak wrestling wyglądał przed globalizacją i erą wszechobecnego internetu. Kayfabe to pojęcie, które jest raczej znane wszystkim smart fanom. Swego czasu był on wszędzie. Wrestlerzy nie wychodzili ze swoich ról nawet na chwilę. Z upływem czasu i przy udziale kilku ważniejszych wydarzeń - Kayfabe został złamany i chyba nikt już nie wierzy, że ci dwaj panowie bijący się w ringu są wrogami także w rzeczywistości. Kayfabe miał spory udział w tworzeniu magii wrestlingu, ponieważ według mnie postrzeganie tej rozrywki jako coś bardziej realnego było bardzo w porządku. Oczywiście teraz mogę zostać wyśmiany, ale takie jest moje stanowisko. Nie o Kayfabe chcę jednak dziś mówić, ale o czymś co pośrednio jest z tym związane i miało tak samo mocny wpływ. Mianowicie chodzi o udział internetu. No właśnie... jaka jest jego waga i w jaki sposób jest obecnie wykorzystywany jeżeli chodzi o wrestling?
Zacznijmy od tego, jak obecnie samo WWE wykorzystuje internet. Nawet kilka lat temu nie było takich programów w serwisie Youtube, jak 5 Things, JBL&Cole Show czy chociażby symulacje PPV przy użyciu gry WWE. Sama federacja wie, że internet ma ogromne znaczenie i może posłużyć do lepszego zintegrowania się z fanami. Zawodnicy też na własną rękę próbują zaistnieć w sieci swoimi vlogami ( idealny przykład Zacka Rydera, którego internetowy program miał wpływ na jego realny push ). Wszystkie te zabiegi w świecie wrestlingu wypadają in plus. Ludzie są ciekawi takich rzeczy, a WWE jako jedyne wychodzi naprzeciw oczekiwaniom i serwuje dość dobry jakościowo produkt "około-wrestlingowy". Nie można zapomnieć o Twitterze. To wynalazek, który w Polsce raczej nie przyjął się tak dobrze, jak Facebook czy Youtube, a nawet Instagram. Jest to jednak całkowicie inny format portalu społecznościowego. Gwiazdy WWE i osoby związane z biznesem korzystają z niego i jako fani możemy osobiście podpytać o co tylko chcemy. Przez samą federację Twitter był nawet wykorzystywany do rozgrzania feudu, ale na szczęście agresywnie tylko w przypadku feudu Ceny z The Rockiem. Z tych pozytywnych stron obecności internetu przy wrestlingu warto też wspomnieć o memach. Fani z całego świata potrafią tworzyć rzeczy, przy których można się uśmiać, a my mamy możliwość zobaczenia tego bez żadnego problemu. Ludzie czerpią garściami z wrestlingu w poszukiwaniu inspiracji do tworzenia różnych rzeczy.
Na osobny akapit zasługuje też możliwość oglądania gal w wysokiej jakości w internecie. Kiedyś było to niemożliwe, a nieco później utrudnione. Teoretycznie nie jest to do końca prawe patrząc ze strony federacji, ale zwłaszcza dla polskich fanów ( wciąż dymanych w dupę... ) jest to nie lada udogodnienie. Wprawdzie WWE Network zaczyna dorzucać do swojej oferty stare gale, aby zachęcić widzów. Umówmy się jednak, że cena za usługę jest trochę śmieszna. Trochę cebulacko? No to proszę sobie wyobrazić, że nawet te 10 dolarów dla kogoś kto ogląda tylko Raw, NXT i PPV to lekka przesada. Okej, gdybym miał wolne 10 dolców to może bym je tak wydał, ale na dzień dzisiejszy pozostanę przy korzystaniu z różnych stron oferujących streamy albo uploady... i jestem pewien, że nie tylko ja jestem takiego zdania. Jednakże oglądanie gal w internecie to nie tylko sprawa WWE Network i tego typu rzeczy. Skoro jesteśmy smart fanami to nie wypada zapomnieć o tym, że zdecydowana większość mało znanych i niezbyt budżetowych federacji znajduje swoją niszę w internecie. To tam miejsce ma rozrywka, którą spora część z was naprawdę ceni kosztem mainstreamowego produktu. Gdyby fani nie szukali nowych rzeczy oferujących wrestling w sieci to takie miejsca by nie powstały, ale w myśl zasady "jest popyt, jest podaż"...
Są też bardziej negatywne strony tego, że wrestling wdarł się do internetu. Pierwszy przykład z brzegu - dzieciaki wydurniające się na materacach, próbujące zaistnieć. Może jest to naciągany przykład, ale mamy takiego małego fana wrestlingu, który bierze materac, kumpla i robią niebezpieczne akcje, kiedy brat tego drugiego wszystko nagrywa. Potem wrzucają to do internetu. Niestety żadna kampania żadnej z federacji nie zwalczy czegoś takiego, ponieważ to są dzieciaki, które nie są świadome sytuacji, w której się znajdują. Drugą rzeczą sprawiającą problem są wszechobecne spoilery i jest to chyba najgorszy minus, który według mnie strasznie... tutaj użyję dobitnego słowa, spierdolił wrestling. Nastąpiła generacja fana 2.0, który czyta wyniki tapingów, spoilery przed PPV, a później naprawdę ciężko jest go czymś zaskoczyć i on sam czuje się sfrustrowany tym, że wszystko jest przewidywalne. Istnieje grupa fanów, którzy stronią od spoilerów i chcą być zaskoczeni, ale pokusa jest jednak spora. Czasami nawet nieświadomie przeczytamy spoilery. Wystarczy wejść na pierwszy lepszy serwis z newsami i na dzień przed dużym PPV dowiedzieć się, że Sting/Lesnar/Undertaker pojawili się w mieście, w którym rozgrywana jest gala. Moim zdaniem to psuje widowisko, ponieważ będziemy wciąż czekać na pojawienie się któregoś z nich. Nie zawsze będzie to w ogóle miało miejsce, a wtedy to już w ogóle jest mało ciekawie jeżeli chodzi o samopoczucie po takiej gali...
Szukając argumentów na "nie", powinienem sięgnąć do wszelkich for wrestlingowych. Nie będę wymieniał z nazw, ale każdy chyba wie jakie dwa największe fora o tej tematyce działają u nas. Jedno z nich cechuje ogromna ilość dzieci i trolli wręcz uniemożliwiających użytkowanie portalu, a drugie wręcz przeciwnie. Masa "smartów" wiedzących o biznesie wszystko i podkręcająca śrubkę jeszcze bardziej niż my. Takie środowisko jest mocno opiniotwórcze ( choć dojrzali fani mogą być odporni na jakieś bzdury, ale pamiętajmy o tych młodszych czy mniej doświadczonych ) i wszystko byłoby okej, gdyby opinie kreowane przez nich były sensowne. Skacząc z jednego portalu na drugi ciężko utożsamić się z czymkolwiek. Nie jestem fanem ani jednego ani drugiego portalu i myślę, że jest to dość ważne do zaznaczenia przy braniu tego akapitu na poważnie.
Szukając argumentów na "nie", powinienem sięgnąć do wszelkich for wrestlingowych. Nie będę wymieniał z nazw, ale każdy chyba wie jakie dwa największe fora o tej tematyce działają u nas. Jedno z nich cechuje ogromna ilość dzieci i trolli wręcz uniemożliwiających użytkowanie portalu, a drugie wręcz przeciwnie. Masa "smartów" wiedzących o biznesie wszystko i podkręcająca śrubkę jeszcze bardziej niż my. Takie środowisko jest mocno opiniotwórcze ( choć dojrzali fani mogą być odporni na jakieś bzdury, ale pamiętajmy o tych młodszych czy mniej doświadczonych ) i wszystko byłoby okej, gdyby opinie kreowane przez nich były sensowne. Skacząc z jednego portalu na drugi ciężko utożsamić się z czymkolwiek. Nie jestem fanem ani jednego ani drugiego portalu i myślę, że jest to dość ważne do zaznaczenia przy braniu tego akapitu na poważnie.
Podsumowanie
Jak widać, plusów jest mimo wszystko nieco więcej niż minusów. Ocena tego czy internet ma negatywny czy też pozytywny wpływ na wrestling, jest raczej subiektywna. Każdy sam podejmie decyzję co do tego czy któryś argument przechyla szalę. Ja przez długi czas byłem zwolennikiem opcji, że najcięższą zbrodnią są wszechobecne spoilery i brak elementu zaskoczenia. Postanowiłem jednak przeprowadzić eksperyment i unikam od dawna miejsc, w których mogę się dowiedzieć "zbyt dużo" zwłaszcza przed dużymi galami. Wychodzę z tym na plus i przy takim sposobie obserwacji wrestlingu, bardzo dużo zyskały plusy jego obecności w internecie. Na dzień dzisiejszy uważam, że wynika z tego więcej dobrych rzeczy, a ilość tych gorszych sami sobie dawkujemy. Jaka jest wasza opinia na ten temat? Zachęcam do podzielenia się opinią, może ktoś widzi jeszcze jakieś strony tego sporu?
* ikony pochodzą z www.vectorcopy.com
Może i WWE potrafi wykorzystać internet, ale posunęli się w tym o krok za daleko. Łamanie kayfabe w WWE stało się zbyt powszechne. Kilka przykładów:
OdpowiedzUsuń1. Total Divas, gdzie pokazywane jest, że wszystkie divy są dobrymi przyjaciółkami i mają problemy jak 13-letnie dziewczynki. Osobiście bardzo uderza to w dywizję div i powoduje że jest brana mało poważnie. O ile jest mnóstwo programów łamiących wizerunek wrestlerów i wrestlerek (jak choćby UpUpDownDown Austina Creeda) to tylko z nim mam problem, bo jest promowany i wręcz wciskany w fanów WWE.
2. Triple H i Stephanie. W WWE grają heelowe postacie, ale wszyscy wiedzą że to dzieki Trple H NXT jest takie świetne, a Stephanie udziela się w akcje charytatywne. Coraz częściej można usłyszeć, że nawet markowa publiczność buczy na nich tylko w towarzystwie Setha. Jeśli plany co do turnu Rollinsa i jego feudzie z Authority okażą się prawda to nie wiem kogo publika by cheerowała. Obecnie chyba tylko Sheamus może zapewnić wiarygodny turn Setha.
3. Jest to też zagrożenie dla charakterów którzy nie powinni łamać kayfabe. Zdjęcia rodziny Rotunda gdzie Bray stoi ramię w ramię z Bo Dallasem mogą psuć jego postać. Do tej pory pamiętam jak z okazji pierwszych urodzin WWE Network tylko Bray nie był wtedy na rampie. Rollins koło Ceny, Reigns koło Triple H'a... koszmar dla marków "still real to us, dammit".
Akurat Total Divas z tego co wiem również jest reżyserowane ( przynajmniej po części ) i tutaj już tylko wyłącznie wina WWE, że nie potrafią zrobić dobrego programu z wykorzystaniem kobiet.
UsuńRelacja na linii The Authority-fani ociepliła się nie tylko ze względu na ich, nazwijmy to, zasługi. Według mnie po prostu storyline z nimi jako tym złym szefostwem WWE już trochę zwolnił bo od jakiegoś czasu tak naprawdę nie było okazji, aby Hunter i Steph zasłużyli sobie na solidny heat.
Co do ostatniej sytuacji to myślę, że łamanie kayfabe w podobnych sytuacjach powinno dotyczyć tylko ewentualnych śmierci ważnych osób. Urodziny WWE Network nie są okazją do takich akcji, a przynajmniej nie powinny.
Dzięki za komentarz ;)
Zgodzę się z tym artykułem, jest też bardzo dobry. (Ostatnio nawet sensowniej, dla mnie, robicie felietony/wyniki/komentarze niż niektóre portale).
OdpowiedzUsuńChyba na palcach jednej ręki możemy wyliczyć osoby, które są zwarte z kayfabe. Pierwszy, który mi się nasuwa na myśl i póki co, jedyny, jest Undertaker. Koleś chyba nawet nie ma Twitter'a, by kusić fanów, za niego ma żona. Zdjęcia z nim poza kayfabe są rzadkie/czasem wyglądające, jak z ukrycia lub typu paparazzi. Jedyny raz (poprawcie mnie, jeśli tego było więcej), kiedy NA ŻYWO złamał kayfabe, to było pożegnanie Ric'a Flair'a (łezka w oku aż się zakręciła). Po części też tak było w sumie przy odejściu HBK'a. I co? I tyle! Już więcej pitolą ci, co zwykle trzymali gębę na kłódkę (choćby Austin).
Memy uważam za jedną z lepszych sfer internetu. Czego to ludzie nie wymyślą xD
Też, tak jak Wy, nie znoszę ludzi, co czytają przedtem tapingi i potem uznają się za wielce "znających się na wrestlingu". Dobra, raz tylko zburzyłam sobie zaskoczenie, co do pojawienia się Sting'a na RAW, jednak byłam zdziwiona pojawieniem się Dudley'ów (o nich nawet nic nie pisano). Już zdążyłam poznać "bardziej-smartowych-od-was" i wiem, jak wyglądają tacy ludzie, co już praktycznie niczym, dosłownie NICZYM się nie jarają (a mimo to oglądają - f*ck logic). Domyślam się więc, o jakim forum "bardziej smartowym" jest mowa. O tym ultra-markowym z dzieciaczkami nie mam pojęcia, co to mogłoby być, mogę się tylko domyślać.
Może pojęcie "Ultra-markowe" jest nieco na wyrost, ale widać różnicę między obiema stronami, o których mowa. John Cena w sumie też nie łamie kayfabe, zawsze jest taki sam :D
UsuńDzięki za komentarz ;)
Faktycznie, tyle że jego gimmick jest bardziej otwarty na jakiekolwiek wywiady/twitty/itp.
UsuńProszę bardzo :)
Napisałem Ci to w PW i napiszę tutaj, super pomysł na artykuł. Blogi powinny być tworzone właśnie na takie felietony. Liczę że w następnych "czuć luz" nas nie zawiedziesz ;)
OdpowiedzUsuń