Powrót z pola walki
czyli po prostu przemyślenia po obejrzeniu WWE Battleground 2015
Do Battleground podchodziłem bardzo
optymistycznie. W końcu nie codziennie WWE daje nam aż dwie walki
godne Main Eventu (tak wiem jak „aż dwie” zamiast „tylko dwie”
brzmi…). Jest godzina 4:54 kiedy pisze te słowa i muszę niestety
powiedzieć że się zawiodłem. Bardzo trudno przychodzi mi
napisanie tych słów, gdyż zawsze staram się zobaczyć jasną
stronę WWE, ale dzisiejszej nocy było mi bardzo, bardzo ciężko to
zrobić. Pech nas wszystkich – fanów że po Battleground szklanka
jest do połowy pusta…
Pozwolicie że odpuszczę opisywanie
Kick-off i walkę Truth vs Barrett, gdyż w przeciągu miesiące tę
walkę mogliśmy zobaczyć chyba z pięć razy… Zajmę się od razu
openerem i jednocześnie walką wieczoru? Niestety Sheamus i Orton
wykręcili najlepszą walkę dzisiejszej nocy. Never ending story
since 2010 trwa w najlepsze, tyle że wygrana Randyego nic mu nie
dała, a Sheamus dużo stracił. Bardzo się jarałem kiedy
zadebiutował „nowy” Sheamus. Nareszcie mogłem go oglądać. Ale
po ekscytacji przyszedł czas na rutynę. Irlandczyk to kolejny
cipo-heel który nie potrafi wygrać ważnej walki, tak było za
czasów jego konfliktu z Zigglerem, tak jest i teraz. Przykro mi się
patrzy jak potencjał na dobrą gwiazdę tak się marnuje. Ale
przecież ma walizkę i jak to jest w WWE, posiadacz walizki będzie
zbierał ostre baty, przecież nie potrzeba go promować, w końcu i
tak zostanie mistrzem, prawda? No niestety nie prawda…
O Tag Teamach krótko. Fajnie że coś
się tam dzieje, jednak PTP nie lubię, przez brak logiki w ich
bookingu (przed kontuzją Younga rozpad PTP i liczne ataki Titusa na
niego, po powrocie z kontuzji to O’Neil ratuje Darrena. Wiem że we
wrestlingu logika nie jest najważniejsza ale jednak czasami nie
zaszkodzi.) A co do New Day to… NEW DAY ROCKS! I żałuje że nie
mają pasów.
Muszę przyznać że nawet lekko
jarałem się walką Wyatta z Reignsem. Wejście Braya zrobiło
swoje, ale spojrzenie Romana z trybun na Wyatta było bardzo wymowne
– to będzie wojna. I tyle pozytywów, wojny niestety nie było,
momentami było fajnie, ale jednak przydługie. Cieszy wygrana Bray
Wyatta, jednak i tak wiadomo że górą w całym konflikcie będzie
były członek The Shield…
Divy divy divy, pierwszy raz od dawna
(i zapewnie nie tylko ja) odpuścił sobie przerwę na siku, żeby
obejrzeć pojedynek div. Szału nie było, ale cieszy mnie że coś
się dzieje. Jestem człowiekiem który nigdy do kobiet nic nie miał,
jednak po bookingu Naomi, swoją drogą znakomicie spisującą się
jako zła, kiedy nie wygrała tytułu Div, kobiety były mi obojętne.
Mam nadzieję że tego nie zmarnują a fani na halach ciepło ich
przyjmą.
Pora na walkę na którą czekałem
bardzo długo. Owens vs Cena. Co do tej walki miałem tylko jedną
obawę, żeby tylko WWE tego nie zjeb*ło. No i zjeb*ło… Walka
najgorsza spośród ich trzech, niestety nie wciągnęła tak jak
poprzednie. Widać było że ostatnie 2-3 tygodnie nie było pomysłu
na ten konflikt i robione było byle co, ażeby dotrwać do PPV.
Nadzieja że WWE zaskoczy i da pas Owensowi prysła szybciej niż
bolid Formuły 1 potrafi wyciągnąć. Po tej walce zniechęciłem
się do walki wieczoru. Szkoda Owensa i szkoda jego bookingu sprzed
Elimination Chamber do momentu Money in the Bank. Wielka szkoda.
No i przyszedł czas na Main Event.
Walka krótka i niezaskakujące pojawienie się Undertekera. Przez
chwilę nawet włączył się mark mode, ale szybko się wyłączył.
Niestety internet wszystko popsuł i nie było niespodzianki z
pojawieniem się Grabarza. Fundamenty do ataku Lesnara niby są, ale
ja chyba nie będę potrafił się tym cieszyć, to co było na
Wrestlemanii 30, powinno tam zostać. Na koniec zostawię was z
cytatem z fanpage’u The Pro Wrestling Fans znajdującego się na
Facebooku. Ono idealnie odda odczucia dotyczące walki wieczoru jak i
całego Battleground.
Nie zgodzę się z tym, że walka Cena vs Owens była najgorszą z ich trzech. Były (moim zdaniem) największe emocje, najlepsza publika no i poziom ringowy, który stał na b. wysokim poziomie. To wszystko przełożyło się w kapitalne show. niestety z końcówką zjebali (nie daruję im tego przez kilka lat, no chyba, że Steen zagości w ME przed WM :P), ale co poradzisz na ludzką, to znaczy Vince'ową głupotę? Co poradzisz, no nic nie poradzisz. Jetem dalej wkurwiony na to zakończenie, a do tego małe jaranko przy Takerze #Fuck_Internet_And_Spoilers
OdpowiedzUsuń