WWE Raw 15.06.2015 - Recenzja


WWE Raw 15.06.2015


Jakiś czas temu Yao wyszedł do was z nową formą zajmowania się Monday Night Raw. Bardziej skrótową jeśli chodzi o wydarzenia. Myślę, że przez kilka tygodni będę chciał trzymać się tego typu formy i lepiej będzie w ten sposób regularnie prowadzić cykl z recenzjami Raw niż wrzucać bardzo długi artykuł co kilka tygodni. Sprawdźmy czy taka metoda się przyjmie i bez przedłużania, zaczynajmy!


Zdecydowanie warty odnotowania jest początek gali. Odtworzono film z Money in the Bank, gdzie cały roster złożył hołd zmarłemu Dusty'emu Rhodesowi, a także film będący upamiętnieniem jego kariery. Następnie rozpoczęła się właściwa gala i otworzył ją mistrz WWE - Seth Rollins. Wygłosił całkiem dobre promo, w którym wszystko kręciło się wokół tego, że zeszłej nocy wygrał sam. Przygotował także listę ludzi, którym chce podziękować. Co ciekawe, składała się ona w całości z jego nazwiska. Wtedy na arenie pojawił się kulejący Dean Ambrose. Wykurzył Setha z areny, a później wziął krzesełko i powiedział, że nie ruszy się póki Seth nie przyjdzie z powrotem. Wreszcie ktoś się pojawił, ale nie Seth, a Sheamus. Po krótkim speechu, z którego wynikło właściwie to, że Rudy to wczorajszy wygrany, a Dean to przegrany - rozpoczęła się walka. Sheamusowi w końcówce przestało dobrze iść, więc chciał uciec. W tym momencie rozbrzmiał theme song Ortona co skutecznie rozproszyło Mr. Money in the Bank. Ambrose wrzucił go do ringu, uniknął Brouge Kicku, a później przypiął po rollupie. Na koniec Randy Orton dorwał się do Celtic Warriora kopiąc mu tyłek, ale wykonania RKO udało się wspomnianemu Irlandczykowi uniknąć przez ucieczkę. W ten sposób upłynęło nam już pół godziny i przyznam szczerze, że trochę mi się to dłużyło. Dobrze wypadł Seth. Dean w swoim stylu wprowadził zamieszanie. Dziwne jednak, że Sheamusowi na początku drogi jako Mr. Money in the Bank dają porażkę. Przez dzisiejsze wydarzenia można sądzić, że Orton spróbuje zabrać Sheamusowi walizkę lub po prostu stoczą feud, z którego Irlandczyk jednak wyjdzie obronną ręką.


Kolejną interesującą rzeczą jest występ Kevina Owensa. Mistrz NXT wyszedł do ringu i ogłosił wszystkim, że Johna Ceny nie ma dzisiaj w budynku. Wytłumaczył też powód swojego ataku. Usłyszał wczoraj od Johna, że tu jest jego miejsce. Dla Kevina był to największy brak szacunku w trakcie jego 15 letniej kariery. Kevin wiedział, że to jest jego miejsce już od pierwszej sekundy, w której wkroczył do ringu WWE. Właśnie dlatego wczoraj ujrzeliśmy taki, a nie inny koniec. Abstrahując od wczorajszego starcia - Owens wciąż ma na koncie wygraną nad mistrzem Stanów Zjednoczonych i chce rewanżu, ale tym razem, kiedy pokona Johna Cenę... dostanie pas United States. NXT Champion stwierdził, że to jest ten moment, kiedy zazwyczaj rozbrzmiewa muzyka Ceny, a on sam ogłasza open challenge. Kevin sądzi, że John dzisiaj raczej tego nie zrobi... więc on się tym zajmie i ogłasza Open Challenge! Dość szybko na to wyzwanie odpowiedział Dolph Ziggler. Lilian Garcia już zaczęła ogłaszać, że pojedynek będzie o pas NXT, kiedy Owens wtrącił się, że nie było mowy o tytule na szali. W takim razie starcie to non-title match. Oczywiście wygrał Kevin, ale walka była bardzo dobra, jak na tygodniówkę i to kolejny tydzień, kiedy Kevin Owens daje nam doskonałe show.

Czas na szopkę wokół pasa Intercontinental. The Miz vs Big Show, a przy ringu Ryback. Ten pierwszy pokonał drugiego przez count-out po tym, jak został rzucony w Rybacka. Wtedy mistrz wdał się w dyskusję z gigantem, a The Miz niepostrzeżenie wrócił do ringu. Wygląda to na Triple Threat o pas Interkontynentalny. Pożyjemy, zobaczymy. Następny w ringu Roman Reigns. Wiadomo po co się pojawił. Bray Wyatt go zaatakował i z titantronu uraczył nas opowieścią argumentującą to, ale niestety... moim zdaniem Bray Wyatt stracił ten pazur. Kolejne feudy zaczynają się całkowicie bezsensownie i nie ma w tym większego polotu. O tej części gali wspominam jedynie ze względu na to, że Roman to wciąż liczący się mocno zawodnik, a Brayowi sympatyzuję nawet w tych czasach posuchy dla jego postaci. Po tym segmencie przyszedł czas na koncert Machine Gun Kelly'ego. Na jego koniec pojawił się drugi raz dzisiejszego wieczoru - Kevin Owens! Bił brawo, ale nie chciał zbić piątki z MGK... co więcej wykonał mu Powerbomb ze stage'u!


Zmierzamy powoli do końca gali. Do ringu zmierzają Triple H i Stephanie McMahon, aby ogłosić kto będzie następnym rywalem Setha Rollinsa. Zgadniecie kto? Tak jest! Brock Lesnar we własnej osobie! Nigdy nie został przypięty przez Setha, ma prawo do rewanżu - idealny kandydat. Jestem naprawdę ciekaw, jak WWE to rozwiąże i czy tak po prostu Brock odzyska ten tytuł i będzie go trzymał przez następne kilka miesięcy? Wydaje mi się to zbyt proste, ale bardziej prawdopodobne niż to, że Seth Rollins pokona Bestię w taki sposób, aby feud został zakończony i nie było pretekstu do kolejnej walki. Warto też pomyśleć nad rolą Deana Ambrose'a w tej sytuacji. Pojawienie się Lesnara mocno skomplikowało nam krajobraz wokół mistrzostwa WWE, a to dobrze bo w sezonie letnim lubię mieć co oglądać.

0 komentarze: