Od dawna targają mną różne przemyślenia o tym od czego wg. slangu forum jesteśmy uzależnieni. Niestety, coraz częściej nie przelewam tych myśli na forum publicznym. Niejedne zasługiwałyby pewnie na brak odzewu i podnoszenia jakiejś wymiany poglądów odnośnie opisywanego problemu, ale myślę jednak, że znalazłyby się i takie warte jakiejś szerszej polemiki także postanowiłem się spiąć i zacząć w końcu coś szemrać na klawiaturze. Wybrałem formę krótkich felietonów, które dają najwięcej swobody, pozwalają często ponieść się fantazji i... myślę, że nie utoną gdzieś w "dyskusjach", gdybym tematy swoich wypocin postanowił zawrzeć w zwykłym wątku umieszczonym w dziale dyskusje.
Całość schludnie oprawiam w nazwę -chairshot- i pierwszy z nich leci w... ekspansje WWE na świat. Federacja z Stamford jak powszechnie wiadomo jest organizacją, która na przestrzeni dekad powiększyła swój zasięg z północnych terytoriów Stanów Zjednoczonych na cały świat, co przejawia się przez obecne transmitowanie produktu na stacjach telewizyjnych i obszernej biblioteki aktualnych i archiwalnych mediów dla ponad stu państw, tłumaczonych w kilkunastu (kilkudziesięciu?) językach, wyjeżdżanie w tournee po świecie i tak dalej. Wszystko ładnie i pięknie, ale... gdyby było tak różowo, to nie trudziłbym się wklepywaniem informacji na ten temat. Zacznę może od tego, co skłoniło mnie do sklecenia tego tekstu. Wczoraj przeglądając WWE Network natrafiłem na galę SummerSlam 1992. Ot, jedna z wielkiej czwórki, mająca na sobie już ponad 20 ładnych wiosen gala, która niby nie przykuwa już dzisiaj uwagi...
Największa letnia impreza w tamtym czasie odbyła się na ogromnym stadionie Wembley w Londynie, zrzeszając – jeżeli wierzyć danym – ponad 80,000 fanów na wypasionych trybunach. Biorąc pod uwagę fakt, że to event większego kalibru kartę obsadzono największymi gwiazdami – starcie o WWF Title: Randy Savage vs. Ultimate Warrior, występy takich gwiazd jak The Undertaker, Legion of Doom, pojawienie się Rica Flaira czy Curta Henninga oraz main event – Bret Hart vs. Davey Boy Smith o mistrzostwo Interkontynentalne. Oglądało się super, jednak po odpaleniu tej audycji doszedłem do kilku wniosków, które nie dają mi spokoju i męczą na tyle, by popełnić właśnie takiego chairshota w łeb obecnych włodarzy federacji, która od dawna mówi o sobie 'global phenomenon'. Jako pewnie każdy fan w Europie patrzę na np. WrestleManię z zazdrością. Wtedy też WWE się spina, pompuje największe atrakcje w tę 'grandest stage of them all wypełniając stadiony i organizując pełne gwiazd, fajerwerek i eksplozji najgłośniejsze wydarzenie roku. Wielu z nas chciałoby być częścią tego show, jednakże z wielu powodów nie jesteśmy w stanie w tym uczestniczyć – hamuje nas budżet, brak urlopu na tak wielką eskapadę czy, co denerwuje mnie osobiście najbardziej – brak wizy do Stanów. Owszem, taką wizę można uzyskać, ale jest to długotrwały i kosztowny proces pełen papierkowej roboty i rozmów z konsulatem, który koniec końców może okazać się wyrzuceniem pieniędzy w błoto i traceniem czasu, bo zawsze mogą nam przecież odmówić...
Do czego zmierzam? Uważam, że jako fani WWE (czy tam ogólnie, pro wrestlingu) w Europie jesteśmy... pomijani! Owszem, ktoś mógłby się kłócić, bo przecież dostajemy dwa turnusy do roku w który wyrusza przetrzebiony i do tego podzielony na połowę roster. Do tego tapingi Raw i SmackDown w Londynie.
Ale... czy to wszystko na co stać federację, która przynosi jak się ostatnio chwalili ponad 450 mln $ zysku w roku? Czy najbardziej dochodową i rozpoznawalną federację na świecie stać tylko na tyle, by wysłać na stary kontynent dwa turnusy do roku?
Osobiście po głębokim przemyśleniu tego faktu jestem oburzony. A tak, właśnie, a co! Dziwię się, że do tej pory nie natknąłem się w sieci na falę narzekań względem tego problemu. Owszem, WWE powstało w USA i mimo iż chwali się, że to globalny fenomen i sprzedaje swój Network na całym świecie, ba – zmieniło nawet niegdyś nazwę The Great American Bash PPV na... The Bash, by nie kojarzyło się to oczywiście tylko z Ameryką! To po prostu nas olewa. Tak. Nas. Swój target. Osób, które mimo iż mieszkają na innym kontynencie również są zaabsorbowani produktem, nie różnią się niczym od ludzi zza oceanu i gdy łaskawie przyjeżdżają do nas sięgają – mimo wszystko! - do swoich portfelów by obejrzeć nie A, nie B, nie C, a jakieś warte rangi XYZ-show serwowane przez 1/10 rosteru.
WWF SummerSlam 1992 @ Wembley Stadium
Mam pewną koncepcję jak można by to wszystko rozwiązać - jak WWE mogłoby na tym zajebiście zarobić i zarazem jak my, zwykli fani, moglibyśmy się równie zajebiście bawić. Zanim jednak ruszę z tym tematem, korzystając z tego, że piszę to w hm, powiedzmy bardziej formalnym kontekście niż zwykły temat na forum dyskusyjnym, postanowiłem się przyjrzeć temu, jak w przeszłości wyglądały wypady promocji Vince McMahona, Jr na świecie:
Młode WWF mimo iż nie należało do NWA, szeroko współpracowało z New Japan Pro Wrestling, które – co ciekawe – było jednym z powiedzmy terytoriów National Wrestling Alliance, jednak nie współpracowało ściśle z tą organizacją (głównie dlatego, że były gigant wrestlingowy pracował z ich największym konkurentem – All Japan Pro Wrestling). Ich wzajemne stosunki wiązały się z mieszaniem talentów, stworzeniem różnych pasów WWF bronionych w New Japan – jak np. mistrzostwa WWF Junior Heavyweight (które pojawiało się i znikało w Japonii aż do lat '90!), WWF International Heavyweight, czy nawet WWF Martial Arts Title. Pomijając już ten fakt, WWF organizowało szereg większych gal niż zwykłe Live Eventy zagranicą. Zostając na przykład przy Japonii na początku lat '90 z federacją SWS zorganizowało szereg większych gal w Tokyo Dome zrzeszjaących ponad 60,000 ludzi i innych większych halach. W 2003 roku taping WWF Raw odbył się w Saitama Sports Arena (była siedziba federacji PRIDE).
Poza tym korzystając z faktu, że kultura pro wrestlingu w Niemczech jest rozwinięta bardziej niż by się wydawało – sprawnie funkcjonujące federacje od dekad i wiążąca się z tym głęboka tradycja od dekad - w 1997 roku wyjechano z programem WWF Raw do Berlina. Nie można też pominąć wielu gal tygodniowych i PPV w Kanadzie – w tym WrestleManii VI, X8 i m.in. WWF In Your House 16: Canadian Stampede. Meksyk – z racji na głęboko zakorzenioną tradycję pro wrestlingową – może poszczycić się wieloma live eventami i tapingami tygodniówek. Wisienką na torcie jest Wielka Brytania, która ma na koncie wiele live eventów, tapingów Raw i SmackDown oraz PPV jak przytoczona wyżej największa impreza lata '92, czy One Night Only '97.
Okej, mamy to już za sobą i jakie wnioski? Kiedyś polityka występów POZA była o wiele szersza i fani dostawali o wiele więcej niż teraz. Obecny fan w Europie powiedźmy w okolicy – skupiając się oczywiście na pobliskich państwach – zobaczyć gwiazy największego kalibru, jak Triple H, The Undertaker czy Brock Lesnar musi starać się łatwić wypad do Stanów. Nie tak powinno być, czyż nie? Do dyspozycji mamy jedynie jak wrzuciłem wcześniej dwa tournée do roku. Uważam, że biorąc pod uwagę zdrowe wyniki biznesowe wypadów do Europy WWE powinno zainwestować w swoich fanów zza oceanem i nie ograniczać swoich największych atrakcji jedynie do Stanów Zjednoczonych. Mój pomysł jest taki by największa impreza lata – SummerSlam – organizowana była co roku w Europie. Niech będzie w UK. Idąc tropem wspomnianej wyżej edycji z 1992 roku może się to udać. Powinni podpuszować np. Wade'a Barretta (wzorem Davey Boy Smitha) i inne gwiazdy z tego kontynentu i raz do roku wybierać się tutaj z największą galą lata. Kiedyś problemem był lag czasowy, który mógłby zaważyć na mniejszej ilości wykupień PPV niż zwykle, względem tego że wydarzenie takie nie byłoby prezentowane w zwykłej ramówce PPV w Stanach. Aktualne WWE Network daje nowe możliwości, które nieco odsuwają ten problem i dzięki temu moglibyśmy oglądać takie wydarzenie na żywo – nabijając notabene u nas wykupienia – i dając fanom w Ameryce narzędzie, które pozwoli im w ten czy inny sposób śledzić wszystko live. Większa gala WWE, organizowana powiedźmy również na stadionie, mogłaby dać fanom z Europy uczucie święta wrestlingowego na równi z WrestleManią. Mielibyśmy w końcu również możliwość pojawienia się przed kamerami na gali - która nie byłaby jedynie zwykłym live eventem – z wszystkimi fajerwerkami, gwiazdami, itp. w formacie jakiego nie byłoby dane nam normalnie zobaczyć. Wystarczy dodać do tego fakt, że obok tygodnia WM układają się najżywsze US indys i hipotetycznie znaleźlibyśmy tutaj odzwierciedlenie w postaci najprężniejszych niezależnych federacji w Europie, jak np. gal wXw, Dragon Gate UK, Revolution Pro, itp. które z pewnością uczyniłoby całe to zgromadzenie o wiele ciekawszym!
Fajnie by było, nie? Szkoda, że o tym się nie mówi. Naprawdę, nikt o to się nie wykłóca. Nie daje znać w social media, że coś takiego miałoby prawo bytu – zapewne sprzedałoby się – i dałoby włodarzom WWE korzyści, a nam... niesamowity ubaw.
Autor: Marcin Martyniak
Dla BGZ-wrestling.pl & Smart Fan Zone
0 komentarze: