Recenzja WWE Raw - 23.3.15


WWE Raw 23.3.15


Ostatnie wydanie Monday Night Raw przed Wrestlemanią 31! Trzeba sobie powiedzieć uczciwie, że żadnej drogi do Wrestlemanii nie uświadczyliśmy. Żeby okres od początku roku do teraz uznać za udany to najświeższe Raw musiałoby zasługiwać na ocenę 11/10. Ja jednak już przed oglądaniem wiem, że tak nie będzie. Mimo wszystko dajmy szansę, zapraszam!


Może jednak nie będzie dziś tak źle, ponieważ Raw otwiera Sting! Przydałaby się w tej chwili jakaś dłuższa przemowa The Icona. Niestety zbyt dużo czasu solo nie dostał, a szybko pojawiła się Stephanie McMahon i na dobrą sprawę dłużej powtarzała, że Sting upadł wraz z WCW i resztki chwały zostaną mu odebrane, kiedy przegra w niedzielę. I co z tego, że to powtarza? Póki co ani jedna sytuacja nie wskazywała na to, że Triple H może Stingowi podskoczyć. Dziś również się to nie zmieni. Hunter w prawdzie pojawia się na arenie, kiedy Sting blokuje "policzek" od Steph, ale wycofuje się po tym, jak The Icon wyciąga zza pazuchy kij bejsbolowy. W mojej opinii okropnie zmarnowany potencjał na feud. W kwestii moich przewidywań wypowiem się jeszcze we wspólnym cyklu wszystkich autorów bloga.

Walka drużynowa! R-Truth i Ambrose przeciwko Stardustowi i Harperowi. Niech to, WWE zagrało wszystkim na nosie. Wystarczy spojrzeć ile czasu na tygodniówce zajmuje odpowiednia promocja tego feudu wielu zawodników. Sam Tag Team Match trwał kilkanaście minut, a przecież nie może zabraknąć na show Bryana i Zigglera. WWE ma z miejsca zabookowane około 45 minut Raw. Czy mi to przeszkadza? Absolutnie nie. Jeśli tylko w centrum wydarzeń są takie persony, o jakich mowa przy okazji konfliktu o pas Interkontynentalny to mogą one zajmować nawet dwie godziny. Po walce wygranej przez Truta i Deana, ten drugi pod wpływem namowy ze strony tego pierwszego ( oraz publiczności ) zatańczył! Świetna sprawa, Dean :D

Zaraz, zaraz... do ringu wychodzi Mizdow i Miz... a ja słyszę, że rozpoczyna się 10 Man Tag Team Match. Błagam... tylko nie to. Czy WWE chce upchać cały roster na tą galę? A jednak. Walka uczestników Andre The Giant Memorial Battle Royal. Nie obrazicie się jeśli przewinę ten cyrk, prawda? No, tak myślałem :) Przed walką wspomniano ciekawy wywiad, który przeprowadzał The Miz i można go obejrzeć na WWE Network... czyli z pewnością gdzieś w internecie. Tydzień temu napisałem, że Skull Crushing Finale na Damienie to punkt zwrotny tego całego storyline'u i nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się myliłem. Niestety, ale wszystko wygląda tak, jak zawsze. Przykre.

Randy Orton został postawiony przed trudnym zadaniem. Walka trzech na jednego. On sam przeciwko trzem wielkim nazwiskom. Seth Rollins.... Jamie Noble i Joey Mercury. Chyba nie muszę mówić, jak to wyglądało. Seth bał się cokolwiek zrobić, a The Viper po RKO na jednym z kurdupli-ochroniarzy zdobył pin. Mam wrażenie, że najlepiej by było dla tego feudu gdyby po zeszłotygodniowych wydarzeniach nastąpiła od razu Wrestlemania. Dziś chyba bez większego planu i to widać.


Na tydzień przed drużynową walką pań na WM - walka Paige z Nikki o mistrzostwo Div? Przecież wiadomo, że posiadaczka pasa się nie zmieni, a jedynie wkradnie się niepewność w szeregi którejś drużyny. Tym razem tą pechową drużyną były rywalki Bellasek. AJ uderzyła Paige łokciem przez co ta odniosła porażkę. Komentatorzy tłumaczyli, że prawdopodobnie AJ sądziła iż to któraś z sióstr Bella ją atakuje. Niestety, ziarno niepewności zostało zasiane. A co do samej walki to ku mojemu zaskoczeniu całkiem niezła. P.S. Ruchy kamery również całkiem niezłe.

Zbliża się największa gala roku, trzeba jakoś zwrócić uwagę ludzi, którzy na co dzień nie interesują się tym zbytnio, ale za to lubią muzykę... oraz jaranie :D Snoop Dog pojawia się na Monday Night Raw! Chwilę pogadał, pojawił się Curtis Axel. Okej, do tej pory dość spodziewane rzeczy. Pojawił się jednak ktoś kto właściwie musiał wreszcie to zrobić, kiedy mowa o AxelManii. Pojawił się Hulk Hogan! Pocisnął trochę Axelowi, jak na niego nawet fajnie to wyszło. Później uderzył biednego Curtisa, a Snoop wyrzucił go z ringu i pokazał wszystkim, że pod ubraniem ma jeszcze koszulkę Hulkamanii. Przyjemny segment wyróżniający się z tłumu drętwot z celebrytami w tle.

Los Matadores i El Torito vs Cesaro, Kidd i Natalya... błagam... znowu taka żenada? Torito przypiął Natalyę więc teraz oficjalna gadka będzie taka, że Los Matadores pokonali Cesaro i Tysona Kidda. Szkoda mi słów, a w "typerze" mówiliśmy, że nikt nie traktuje Los Matadores poważnie... no właśnie, mamy tego przykład. Brawo Vince, Hunter czy ktokolwiek tam jest za to odpowiedzialny.

Rusev zmiażdżył Swaggera. Oczywiście na pomoc musiał przybiec John Cena. Ku mojemu zaskoczeniu on również został zmiażdżony. Rosyjski mistrz USA założył mu również The Accolade na stole komentatorskim. Czyżby tutaj WWE pokierowało się popularną u nich zasadą, że kto wygrywa przed PPV - przegrywa na PPV? W typerze wypowiem się o tym szerzej, ale sądzę po tym co właśnie zobaczyłem, że wygrana Ceny na Wrestlemanii jest bardziej oczywista niż była jeszcze tydzień temu.

Teraz w ringu Bray Wyatt... a ja jakoś tego nie czuję. Nie czuję w ogóle klimatu Wyatt vs Undertaker. No cóż, jak miałbym to czuć. W końcu nie da się odeprzeć wrażenia, że Bray gada w pustkę, do nikogo. Jemu samemu też musi być dość ciężko. Ciągłe solowe przemowy tydzień w tydzień są w stanie zanudzić publiczność - nawet tą będącą markami Wyatta. Ja nim nie jestem, można powiedzieć, że zaledwie go lubię. Tym bardziej czuję się zmęczony i chcę już tylko zobaczyć co wydarzy się na Wrestlemanii. Do tego po segmencie Braya ogłoszone zostało, że Kevin Nash wstąpi do Hall of Fame. Następnie dostaliśmy moim zdaniem bardzo głupi, ale również trochę zabawny i krótki segment z udziałem Kidda i Natalii ( Kliknij, aby obejrzeć ten segment ).

Ostatnią walką na gali było starcie krążące wokół feudu o pas Interkontynentalny. Daniel Bryan vs Dolph Ziggler z Deanem Ambrosem jako sędzią specjalnym. Wygrał ten drugi, a w samym starciu nie odnotowałem żadnych perturbacji w związku z sędziowaniem Deana. Jednak po walce zaczęło się rozkręcać. Wszyscy zawodnicy rozpoczęli brawl. Wszyscy, ponieważ naturalnie reszta wesołej gawiedzi dołączyła w trakcie. Cała sytuacja zakończyła się świetnym ujęciem kamery na ludzi leżących w ringu i jedno z moich ulubionych tekstów komentatorów "Bodys are everywhere!"

Ostatnia walka nie oznacza już od jakiegoś czasu na pewno końca show. Zabrakło najważniejszego... pasa WWE. Wow, pojawił się Brock Lesnar u boku Paula Heymana. Liczyłem na to, że przed Wrestlemanią stanie się coś innego niż kolejny speech menadżera. Czy się stało? Poniekąd tak, ale nie zostaliśmy uchronieni przed parominutowym gadaniem Heymana. Jakie by ono nie było świetne - znudziło się. Na koniec pojawił się Roman Reigns. Wyrwał pas Lesnarowi i sam uniósł go w powietrze. Show zeszło z anteny kadrem, na którym rywale z Wrestlemanii wyrywają sobie wzajemnie z rąk mistrzostwo WWE. Promocja na miarę Main Eventu? Niestety, ale nie...


Raw nie powaliło. Nie dostanie oceny 11/10 o jakiej wspominałem na początku. Mocnych punktów zdecydowanie mało. Wszystko dotyczące pasa Interkontynentalnego, pojawienie się Snoop Doga i Hulka Hogana, walka Div ( o zgrozo, wymieniona jako plus ). Samo pojawienie się Stinga i tak krótka przemowa nie zasługują na owację na stojąco. Tak samo sytuacja ma się z Brockiem Lesnarem. Cóż... Wrestlemania już w tą niedzielę. Czekacie?


1 komentarz:

  1. Raw dobre,ale brakowalo brawlu Romana i Brocka.Ich feud to wielkie gowno(trudno to feudem nazwac).

    OdpowiedzUsuń